Przeprowadzam wywiad z młodą pisarką grozy - Sylwią Błach. Rocznik 1991. Ukończyła informatykę na Politechnice Poznańskiej, z tytułem inżyniera. Na rynku wydawniczym zaistniała dzięki swoje debiutanckiej antologii "Strach".
J: Cześć Sylwia.
S: Cześć Tom!
J: Jak się czujesz?
S: W porządku, nieustannie zabiegana. I szczęśliwa.
J: Dobrze, zacznijmy. Od kiedy zaczęłaś tworzyć?
S: Mam wrażenie, że od zawsze. Odkąd nauczyłam się pisać, próbowałam tworzyć historie.
J: Co było twoim pierwszym tekstem? I o czym był?
S: Prawdopodobnie jakiś wierszyk, nie pamiętam, miałam cały notes wierszyków pisanych w różnych sytuacjach na różne okazje. Mogę powiedzieć o pierwszym tekście, jaki zapamiętałam – była to próba napisania powieści fantastycznej. Miałam nawet swój odczyt przed klasą w podstawówce, na godzinie wychowawczej.
J: W jakim wieku zaczęłaś pisać?
S: ( cisza)
J: Co to było: horrory, wiersze?
S: (cisza)
J: Nie ograniczasz się do pisania tylko grozy? Dlaczego?
S: Bo nie lubię się w życiu ograniczać. Piszę to, co mi akurat w duszy gra bądź w głowie siedzi. Nie znoszę szufladek, sztucznych podziałów, klasyfikacji. Dobra literatura ma się bronić tym, że jest dobra, a nie tym, że należy do tego czy tego gatunku.
J: Jakich autorów najchętniej czytasz?
S: To się co chwilę zmienia. Aktualnie mam fazę na genialnego Jo Nesbo oraz równie wspaniałą Katarzynę Bondę.
J: Czy miałaś wsparcie rodziny, kiedy stawiałaś pierwsze kroki w pisarstwie?
S: Oczywiście!
J: Swoją pierwszą antologię wydałaś jeszcze będąc w liceum, tak?
S: Tak. „Strach – zbiór opowiadań grozy”, powstał trochę przez przypadek. Zebrałam wszystkie teksty, które napisałam w czasie liceum i zaczęłam wysyłać do wydawnictw. I wydawca się znalazł, a ja stwierdziłam, że życie jest zbyt krótkie, by się dać paraliżować strachowi przed ryzykiem.
J: Kiedy pisałaś owe opowiadania, myślałaś, że są dobre czy raczej to czysta grafomania?
S: Do tej pory zdarza mi się tak myśleć! (śmiech)
J: Jak znalazłaś wydawnictwo?
S: Wysyłałam wszędzie gdzie się dało i odezwał się Radwan. To były moje początki, teraz wiem dużo więcej na temat funkcjonowania rynku.
J: Słyszałem, że wydawnictwo Radwan cię oszukało, tak? Przybliż szczegóły.
S: To stara historia, opowiadałam ją setki razy, nie mam chęci po raz kolejny. Jest w pełni opisana na moim blogu, łatwo znaleźć. Ja zamknęłam za sobą ten etap. Radwan oszukał wielu autorów na duże pieniądze i do tej pory dostajemy maile z próbami wyłudzenia. Szkoda słów. Wierzę, że nie ma tego złego – gdybym wtedy nie zaryzykowała być może nie byłoby mnie tu, gdzie teraz jestem. Być może nie przeprowadzałbyś teraz ze mną wywiadu. A to się liczy.
J: Smutne.
J: Ale wszystko dobrze się skończyło. Przez ostatnie lata wydałaś zbiorowe antologie. Moja ulubiona to " Księga wampirów". Wiem, że interesujesz się wampiryzmem, skąd takie zainteresowania?
S: Zawsze interesowałam się wszystkim co mroczne i tajemnicze. Taką miałam naturę. W podstawówce tata zabrał mnie na „Underworld”. Pokochałam Selenę. Potem poznałam „Kroniki wampirów” Anne Rice i pokochałam Lestata. To wypływa gdzieś ze mnie, z upodobań, które były we mnie od zawsze.
J: Możesz nam zdradzić trochę o " Syndromie Riddocha" ? ( proszę, chociaż trochę)
S: „Syndrom Riddocha” to pierwszy tom cyklu, który został ukończony w marcu zeszłego roku i od tej pory szuka wydawcy. Jest to miks gatunkowy, aczkolwiek bez obaw – horror jest głównym nurtem. Więcej zdradzić nie mogę, ponieważ różne wydawnictwa mają różną politykę dotyczącą reklamy i nie chcę spalić jakieś ewentualnej szansy na wydanie mówieniem zbyt dużo.
J: Czy groza kobietą jest?
S: A nie widać?! (śmiech)
J: Jeśli tak to dlaczego?
S: ( cisza)
J: Wyobraź sobie, że stoisz przed wyborem, wybrania nam rzeczywistości. Musisz wybrać jedno swoje dzieło, w którym my będziemy żyć. Jakie? Dlaczego?
S: To strasznie trudne pytanie! Piszę horrory, więc przeniesienie w każdą z moich rzeczywistości byłoby straszne... Chyba wybrałabym któryś z tekstów rozgrywających się w naszych czasach – by nie musieć nic zmieniać. Mi jest całkiem dobrze w XXI wieku.
J: W ostatnim roku brałaś udział w wielu prelekcjach m.in. na Kfasonie. Co czułaś kiedy Ci to zaproponowali?
S: Ciężko powiedzieć, ponieważ na Kfason byłam zapraszana od dawna i w sumie jedynym moim uczuciem w tym roku było „uf, nareszcie się uda!”. A poza tym, wiadomo: frajda, że zostało się zauważonym i stres, bo trzeba wypaść jak najlepiej. Ale mnie stres motywuje.
J: Jak się przygotowywałaś?
S: Na tegorocznym Kfasonie prowadziłam jedną autorską prelekcję i brałam udział w panelu. Przygotowania do prelekcji to zawsze kilka dni pracy – jadąc na konwent wybieram sobie tematy, którego wymagają ode mnie dużo researchu. Bardzo ważne jest dla mnie to, by w którymś momencie nie rozległo się z sali stwierdzenie, że popełniłam błąd. Zresztą, sama idąc na prelekcję oczekuję od osoby mówiącej by znała się na rzeczy. Samo zrobienie prezentacji też trochę trwa. Natomiast do samego mówienia się nie przygotowuję – kiedyś trenowałam, ale nabrałam już wprawy i dobrze przygotowana prezentacja multimedialna zawsze mnie „prowadzi” przez wszystkie wątki.
J: Którego swojego opowiadania nie lubisz? Dlaczego?
S: Pytasz mnie o to, które dziecko bym zamknęła w worze i utopiła w betonie? Nie ma mowy. Nie przyznam się. (śmiech)
J: Prowadzisz dwa blogi. Jeden - " Rozkosze umysłu" o swoim życiu i twórczości, a drugi " - VamppiV o modzie i wizażu .
J: Jakie najczęściej błędy popełniają początkujący blogerzy?
S: Myślą, że po pół roku staną się gwiazdami internetu. Skupiają się na liczbie obserwatorów czy marzą o współpracach już na samym początku. Przeobrażają swoje blogi w reklamowe tablice chińskich sklepów (bo tylko oni chcą współpracować z początkującymi). Piszą niegramatycznie. Nie dbają o regularność.
Ale, moim prywatnym zdaniem, traktują blogowanie trochę nazbyt biznesowo. Blog ma być frajdą, wypływającą prosto z serca. Jeśli się robi coś, bo się to lubi, zyski przyjdą.
J: Kiedy Twoje blogi zyskały popularność? Długo to trwało?
S: Popularność? Zdefiniuj popularność. Według wszystkich wyznaczników internetowej popularności moje blogi są maleńkimi wysepkami. Ba, nie wysepkami – kupkami piasku na morzu. Ale ja je kocham, po prostu! To mój własny piasek, każde ziarenko.
J: Moda. Piękne słowo. Ja średnio znam się na modzie, ale pracuję nad tym. Jak Ty byś określiła swój styl?
S: Mieszanka zamiłowania do gotyku, rocka, alternatywny okraszona nowymi trendami i tym co akurat mi w oko wpadnie.
J: Czy już w szkole interesowałaś się modą?
S: Nie w ten sposób, w jaki interesuję się dziś. Byłam „alternatywną dziewuchą”, a to były te czasy, gdy nam – outsiderom, gothom itd. - nie wypadało się interesować modą. Oczywiście mówię tu teraz o stereotypie, ale trochę w niego się wpasowywałam. Dbałam o swój wygląd, kombinowałam z ciuchami, nawet przeglądałam lubiane przeze mnie czasopisma dla nastolatek, ale daleko mi było do jakiejkolwiek wiedzy. Wtedy dużo więcej eksperymentowałam i dużo bardziej starałam się wpasować w standardy mody subkulturowej, niż po prostu tworzenia swojego wizerunku.
J: Co najchętniej zakładasz na siebie?
S: Uśmiech.
J: Jeteś ambasadorką Qeen of darkness, gotyckiej marki ubrań. Jak nią zostałaś? I jak wygląda taka współpraca?
S: Przedstawicielka Queen of Darkness zgłosiła się do mnie i zaprosiła do współpracy. Podpisaliśmy umowę, dostawałam paczki, robiłam zdjęcia... I więcej zdradzić nie mogę. Na pewno nigdy nie pisałam postów sponsorowanych, a moje opinie były szczere. Podkreślam to zawsze, gdy pojawia się temat współpracy. Duże i szanujące się marki cenią sobie blogerów, którzy są uczciwi.
J: Zawodowo związana jesteś z fundacją Jedyna Taka, tak? Więc jakie jest Twoje tam zadanie?
S: Odpowiadam za projekty, między innymi Agencję Modelek Butterfly czy częściowo Jedyną Taką Mamę. Zajmuję się stronami internetowymi i tekstami. Kontaktuję z mediami. Praca w Fundacji zawsze jest pracą wielozadaniową, a obowiązki w dużej mierze zależą po prostu od tego co się umie i co akurat jest do zrobienia. Daje mi to dużo frajdy, ponieważ nigdy nie wiem co przyniesie kolejny dzień, ale z drugiej strony muszę wykazywać się nieustanną elastycznością.
J: Dobrze, powoli zbliżamy się do końca. Ostatnie tradycyjne pytanie: Jakie masz rady dla początkującego pisarza?
S: Pisz. Ile wlezie. Naucz się szybkiego pisania na komputerze, bo to choć nie jest konieczne, to ułatwia pracę i ogranicza poziom frustracji, która pojawia się, gdy trzeba przepisywać. Daj każdemu tekstowi poleżeć kilka dni, a najlepiej tygodni, w przysłowiowej szufladzie. Wróć do niego, popraw. Bądź wobec siebie uczciwy, słuchaj krytyki, przyjmuj ją i wyciągaj wnioski. Szanuj czytelnika: nie publikuj tekstów z błędami, źle sformatowanych. Nim wyślesz gdzieś opowiadanie, poznaj zasady formatowania tekstu, odkryj różnice między półpauzą, a dywizem. Jednocześnie wierz w to co robisz i nieustannie się rozwijaj. A co najważniejsze: nie bój się, każdy kiedyś debiutował, każdy ma swoją własną drogę do sukcesu.
J: Dziękuję Tobie za wywiad.
S: Również dziękuję!
J: Do widzenia.
S: Miłego dnia!
***
Na blogu znajdziecie również kilka recenzji pisarki oraz post mojego spotkania z Sylwią Błach . Miłego dnia,
Krzysiek Tom
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz