H: Oczywiście!
K: To dobrze. Zacznę od banalnego pytania. Kiedy zaczęła się Twoja przygoda z pisarstwem?
H: Jeszcze w dzieciństwie. Dokładnie nie pamiętam. Wówczas nie miałem rzecz jasna pojęcia o literackim warsztacie. Wstyd się przyznać, ale robiłem mnóstwo błędów ortograficznych. To pokazuje, że człowiek nie rodzi się pisarzem. Wszystkiego trzeba się wyuczyć i od czegoś zacząć.
K: A od czego?
H: W moim przypadku były to próby opisywania własnych przeżyć prowadzone w dużym zeszycie. Mam go gdzieś do tej pory. Nie wymyślałem historyjek, po prostu próbowałem zapisywać to, co mi się przytrafiało. Było to więc coś na kształt pamiętnika.
K: O czym był Twój pierwszy tekst?
H: Jeden z pierwszych tekstów to moje spisane wspomnienia z wycieczki do Krakowa. Miałem wtedy dziesięć lat. Już wtedy to miasto zrobiło na mnie wrażenie. W czasie szkoły średniej porzuciłem pisanie. To znaczy ograniczyłem się do wypracowań na konkretne tematy, które zadawała nam polonistka. Dopiero na studiach poważniej zabrałem się do opowiadań. Część z nich mam gdzieś poupychane w szufladach lub zagubione w otchłani zapomnianych dyskietek i popsutych komputerów.
K: Przeczytałem, że jesteś filozofem. Co Ciebie nakłoniło, żeby wybrać właśnie taki kierunek studiów? Nie ukrywajmy, jest on dość ciężki.
H: Z jednej strony traktuję określenie „filozof” jako pewnego rodzaju powód do dumy. Z drugiej strony uważam, że każdy człowiek jest w gruncie rzeczy filozofem i nie ma w tym niczego niezwykłego. Każdy zadaje sobie podstawowe pytania: po co żyję, co jest ważne, co czeka mnie po śmierci, co mam robić, żeby być dobrym człowiekiem? Mnie te sprawy nurtowały i nurtują w dość dużym stopniu, więc wybrałem taki a nie inny kierunek studiów. Chyba liczyłem, że znajdę odpowiedzi na te wszystkie pytania. Ale nie znalazłem. Jednak nie żałuję tej „podjętej drogi”. Czasem idzie się nie po to by dokądś dojść, ale żeby iść.
K: Z jaką książką kojarzysz swoje dzieciństwo?
H: Ha, tu Cię zaskoczę. Wyobraź sobie, że wcale nie był to horror ;) Bardzo podobała mi się książka „Tajna misja Hipoteusza Grippy i gadatliwego psa Artakserksesa”.
K: Dlaczego?
H: Była bardzo oryginalna, tak przynajmniej ją wtedy odbierałem. Opowiadała historię zwykłego urzędnika i jego gadającego psa, którzy mają za zadanie powstrzymać pewnego złoczyńcę. Szczególnie podobał mi się gadający pies. Chciałbym mieć takiego.
K: Czy długo szukałeś wydawcy czy sam zapukał do Twoich drzwi?
H: Sam musiałem go znaleźć. Gdy zacząłem już szukać na serio znalazłem go względnie szybko. Rozesłałem swoje teksty i odezwało się do mnie kilka wydawnictw z propozycjami publikacji książki. Wybrałem tę najbardziej korzystną.
K: Skąd bierzesz inspirację do pisania? Nie ukrywam, że bardzo mnie to ciekawi.
H: To przychodzi samo, najczęściej podczas długich spacerów. Najbardziej lubię pójść w jakieś odludne miejsce, emanujące tajemniczością. Często jest to las lub park. Włóczę się tam aż do zmroku i wyobrażam sobie różne historie. Zastanawiam się, co też mogłoby spotkać moich bohaterów.
K: Czytałem wiele Twoich powieści, ale najbardziej, która została mi w pamięci to książka " On". Istna perfekcja grozy. Skąd pomysł, że to właśnie ksiądz ma być tym złym (dodam, że chodzi o zakończenie)?
H: Prawdę mówiąc nie powinniśmy chyba tego zdradzać, gdyż jest to coś co wyjaśnia się dopiero w toku lektury… Niemniej mówi się, że najciemniej jest pod latarnią. To stary chwyt, dobrze jest uczynić czarnym charakterem kogoś, po kim nikt się tego nie spodziewa. Poza tym ksiądz jest w moim odczuciu dość niezwykłą postacią. Kimś kto niejako z racji wykonywanego „zawodu” porusza się na granicy świata materialnego i duchowego. Przyszło mi również do głowy, że zły duch wcielając się w postać kapłana zachowałby się zwodniczo i drwiąco, a to przecież byłoby w jego stylu, nieprawdaż?
K: Wyobraź sobie, że musisz wybrać jedną powieść, która będzie światem rzeczywistym ( w którym my śmiertelnicy przyszłoby nam żyć)? Dlaczego?
H: Obawiam się, że byłoby trudno. W większości książek które przeczytałem dzieje się wiele strasznych rzeczy i nie są to wcale przyjazne światy. Czasem zastanawiałem się jednak, jak by to było spróbować żyć na bezludnej wyspie. Gdyby każdy z nas tego spróbował. Może zatem „Przypadki Robinsona Crusoe”? Przynajmniej na jakiś czas, zanim zaczęlibyśmy znów tęsknić za sobą nawzajem…
K: Jakie są Twoje pasje oprócz pisania, oczywiście.
H: Jak już wspominałem… lubię spacery. Czasem podczas nich można zauważyć coś ciekawego. Ostatnio na przykład odkryłem opuszczoną cegielnię. Wszedłem do środka, porobiłem sporo zdjęć telefonem. To jedno z tych miejsc, które swoją atmosferą mogą zainspirować pisarza powieści grozy. A więc kontrolowane i dozowane włóczęgostwo w małej skali. Ponadto jazda na rowerze i samochodem. Oczywiście bez celu, dla samego delektowania się przemieszczaniem. Cel psuje całą zabawę. No i książki. Czytanie w przerwach między pisaniem.
K: Czy aktualnie tworzysz coś nowego? Czy możesz zdradzić chociaż trochę, np. tematykę?
H: Tak, obecnie pracuję nad kolejną powieścią grozy pod roboczym tytułem „Wampirzyca”. Akcja będzie rozgrywała się w okolicach Wałbrzycha, w Górach Sowich. Jednym z motywów przewodnich będzie nawiedzone schronisko i postać tajemniczej zjawy snującej się po okolicznych lasach. Jak zwykle będzie sporo niewyjaśnionych sekretów i zjawisk paranormalnych.
K: Odkąd przeprowadzam wywiady ostatnie pytanie brzmi następująco: jakie masz rady dla początkujących pisarzy?
H:Przede wszystkim jak najwięcej czytać. Potem próbować samemu pisać i nie zrażać się niepowodzeniami. Mieć oczy szeroko otwarte. Starać się dostrzegać ciekawe miejsca i ludzi. Potem można to wykorzystać w powieści. Koniecznie trzeba dawać swoje teksty do przejrzenia komuś krytycznie nastawionemu, by wytknął nam ewentualne błędy. Taka krytyka jest bardzo potrzebna, pod warunkiem, że nie jest druzgocąca. Musisz chcieć zostać pisarzem i dążyć do tego wytrwale. Wtedy wszystko jest możliwe.
K: Dziękuję Łukaszu za wywiad, jesteś niezwykle inspirującym człowiekiem.
H:Miło mi to słyszeć!
K: Do widzenia.
H:Do widzenia!
***
Rozmawiał Krzysztof Lipiński